PIOTR BARAŃSKI "Lekkie piosenki", MAMIKO, Nowa Ruda 2016
"Stachanowiec polskiej poezji" wybrał lapidarność. Jego wiersze to krótkie formy. Czasem wiersz ma więcej wersów, ale bywa, że to wersy jednowyrazowe. Czyli mówiąc brutalnie - enteroza.
Czy tymi krótkimi "wierszykami" dane nam będzie przeżyć jakąś miłą epifanię? Tak, jeśli lubi się skrót myślowy, grę absurdem.
Dobrze, że autor zaznacza już w tytule "lekkość", nie rości sobie pretensji do tworzenia arcydzieł.
I tak: jako pierwsze przykuły moją uwagę dworce, które czekającym na nic, są w stanie dać im tego namiastkę" ("Komfort"). Spodobały mi się: tekst o świętych miejscach i o hotelach, które "jeszcze nas naprawią".
Jednowersówkę "Wolne spokoje" uznaję jednak za zbytnią łatwiznę. Za to "Wiersz punkrockowy" owszem - jest błysk! "Słowa takie jak system, słowa takie jak Babilon. Już jako słowa ciemiężą." - i dalej do udanej puenty. Pisząc "Ślusarstwo" z "Nie tylko życie dorabia sobie do nas klucze"– autor korzystał chyba z metod copywriterskich, powstał wiersz jak slogan.
A w tym o ślepych ulicach, dała znak bystra obserwacja. Utwór o „mgle” ma ciekawy paradoks: „Mgła, którą widać nie jest doskonała”.
Zapamiętam frazę „Za dużo rzeczy chce przyjść z czasem”, choć być może inaczej bym rozegrał ten zmyślny początek. Targają mną sprzeczne uczucia, że to minimalistyczne „wyfruwajki”, chwilówki, a z drugiej strony, że jest w nich poetycka sprawność i poprawność.
Utwór nieco inny od pozostałych, z jakąś historią - „Dobre papiery” gra słowami z tytułu – chyba jednak nie udało się w nim udźwignąć tematu: za dużo tu powtórzeń i jakiś niepotrzebny rym...
O! Za to „Opeer”, w którym tłuczący się z rzeczywistością zostaje obwołany macho, jest dokładnie w punkt!
Niestety przy lekturze „Ten tutaj” nie mam wątpliwości, że to zaledwie szkic. Że dopiero, jak poeta przysiądzie, dopisze z dziesięć wersów, powstanie poezja. Na razie jest jej zaczyn.
A ta konstatacja, że rockowy hymn w wersji autorskiej Dylana jest gorszy od wersji Hendrixa? Cóż, wzruszenie ramion. Lekkim piosenkom dobrze zrobiłby redaktor. Może powstałby ciężki rock pełen finezyjnych riffów, z powerem, dobrym refrenem i z solem na perkusji?
Piotr Barański jest gdzieś na początku drogi poetyckiej. To ten moment, gdy wiersze same się piszą. Pamiętam to u siebie - błogie czasy serwisu nieszuflada.pl. Siadało się po pracy, a poezja sama spływała spod palców. Piotr wydał właśnie cztery (!) tomiki, w krótkich odstępach czasu w Wydawnictwie Mamiko: "Nocne południe" (2015) i "Poziom morza", "Lekkie piosenki", "Tak jak tutaj" (2016). Jestem pewny, że towarzyszy mu ekscytacja i wiara, że słowa są ważne, istotne, wielkie. Jak pisze na swojej stronie internetowej, uczestniczył w kosztach wydania swojej książki. Chwalę jego pewność siebie, choć dużo łatwiej sformułować wątpliwości: czy nie lepiej dla wierszy zamknąć brudnopis i wrócić do niego po kilku miesiącach i zobaczyć, co przeżyło próbę czasu? Z doświadczenia wiem, że jest z tym różnie.
"Stachanowiec polskiej poezji" wybrał lapidarność. Jego wiersze to krótkie formy. Czasem wiersz ma więcej wersów, ale bywa, że to wersy jednowyrazowe. Czyli mówiąc brutalnie - enteroza.
Czy tymi krótkimi "wierszykami" dane nam będzie przeżyć jakąś miłą epifanię? Tak, jeśli lubi się skrót myślowy, grę absurdem.
Dobrze, że autor zaznacza już w tytule "lekkość", nie rości sobie pretensji do tworzenia arcydzieł.
I tak: jako pierwsze przykuły moją uwagę dworce, które czekającym na nic, są w stanie dać im tego namiastkę" ("Komfort"). Spodobały mi się: tekst o świętych miejscach i o hotelach, które "jeszcze nas naprawią".
Jednowersówkę "Wolne spokoje" uznaję jednak za zbytnią łatwiznę. Za to "Wiersz punkrockowy" owszem - jest błysk! "Słowa takie jak system, słowa takie jak Babilon. Już jako słowa ciemiężą." - i dalej do udanej puenty. Pisząc "Ślusarstwo" z "Nie tylko życie dorabia sobie do nas klucze"– autor korzystał chyba z metod copywriterskich, powstał wiersz jak slogan.
A w tym o ślepych ulicach, dała znak bystra obserwacja. Utwór o „mgle” ma ciekawy paradoks: „Mgła, którą widać nie jest doskonała”.
Zapamiętam frazę „Za dużo rzeczy chce przyjść z czasem”, choć być może inaczej bym rozegrał ten zmyślny początek. Targają mną sprzeczne uczucia, że to minimalistyczne „wyfruwajki”, chwilówki, a z drugiej strony, że jest w nich poetycka sprawność i poprawność.
Utwór nieco inny od pozostałych, z jakąś historią - „Dobre papiery” gra słowami z tytułu – chyba jednak nie udało się w nim udźwignąć tematu: za dużo tu powtórzeń i jakiś niepotrzebny rym...
O! Za to „Opeer”, w którym tłuczący się z rzeczywistością zostaje obwołany macho, jest dokładnie w punkt!
Niestety przy lekturze „Ten tutaj” nie mam wątpliwości, że to zaledwie szkic. Że dopiero, jak poeta przysiądzie, dopisze z dziesięć wersów, powstanie poezja. Na razie jest jej zaczyn.
A ta konstatacja, że rockowy hymn w wersji autorskiej Dylana jest gorszy od wersji Hendrixa? Cóż, wzruszenie ramion. Lekkim piosenkom dobrze zrobiłby redaktor. Może powstałby ciężki rock pełen finezyjnych riffów, z powerem, dobrym refrenem i z solem na perkusji?